Twitter Jana

środa, 9 grudnia 2009

NIE dla ideologii "jutro-jutro"!

Od jutra

Jak łatwo się rozgrzeszyć z własnych błędów i zaniedbań dodatkowo sprawiając wrażenie, że się te błędy pojęło i postanowiło zmianę, którą się wdraża? Wystarczy skorzystać z ideologii "jutro-jutro"!

Oj, jakież to cudowne rozwiązanie. Ma się wrażenie, że wszystko będzie dobrze, ba, można nawet czuć dumę, że podjęło się wyzwanie. Tymczasem... tak naprawdę... jest to JEDNO, WIELKIE KŁAMSTWO, bo nic, ale to nic się nie dzieje! Bo to co ma się dziać zacznie się jutro... jutro... jutro... i tak w kółko.

Od jutra zacznę jeść zdrowiej, a dziś jeszcze zjem to i to... bo od jutra muszę się już ograniczać.

Na drugi dzień: ok, miałem dzisiaj zacząć, ale dziś , ale jutro... oooj jutro to tak się wezmę za siebie, że aż wióry będą lecieć.

Następny dzień: oj, dziś pada deszcz. Chciałem, no naprawdę chciałem iść na długi spacer, ale zaczynać przy takiej pogodzie? Bez sensu. Jutro...

Kolejne dni: Ok, weekend się zbliża. To już nie ma sensu, zacznę od poniedziałku; Dziś nie mam czasu, mogłem wczoraj zacząć, no trudno, jak zacznę jutro przecież nic się nie stanie; Głowa mnie boli; nie chce mi się; e to chyba nie ma sensu, zapewne nic z tego nie będzie, może jutro... itd. itp.

W ten sposób tracimy najlepszy moment do rozpoczęcia pracy nad sobą, bo zazwyczaj "jutro-jutro" pojawia się w chwilach kiedy nasza motywacja jest niemała. Gdy maleje, pojawiają się typowe powody zniechęcająco-dołujące tudzież nie mam w nas tego czegoś co pozwoli nam wystartować. W moim mniemaniu, można to zrozumieć. Ale gdy sytuacja się zmienia, czujemy w sobie więcej energii niż zazwyczaj, a wręcz czujemy się zmotywowani, nie pozwólmy zarazie "jutro-jutro" ukraść nam tej szczególnej chwili kiedy szansę na powodzenie są jak najbardziej realne.

Coś więcej niż tylko waga

To tragedia kiedy "jutro-jutro" zaczyna przenikać (albo już w nas jest i to tylko konsekwencja) inne elementy naszego życia. Nie robimy różnych rzeczy, z wielu powodów, ale ciągle okłamujemy się jutrem, by nie czuć się źle. Wtedy, nie pozostaje nic innego jak przełamać to w najsłabszym punkcie. Jeżeli jest coś czego zrobienie odkładamy, a szansę na wykonanie tego czegoś, mimo tych kłamstw są największe... zasadźmy pułapkę :) i jak tylko zaczynamy przekładać na jutro, powiedzmy nie i zróbmy to co przecież i tak chcemy. To powinna być przełomowa chwila, po której nie pozostaje nic innego jak iść za ciosem.

Skoro jest to miejsce, gdzie tematem jest zrzucanie kilogramów... można właśnie zacząć od tego, nawet jeśli "jutro-jutro" ma w tym temacie wielkie wpływy. Kiedy tylko pojawi się chęć na zmianę. Ruszmy tyłek z krzesła, weźmy worek ze śmieciami by je wyrzucić (nawet jeśli w worku jest pusto) i wyjdźmy na zewnątrz udając się na krótki spacer. A po nim, prawie na pewno będziemy się dobrze czuć, powinna pojawić się myśl, że skoro 10 czy 15 minut daliśmy radę to przecież z 20 minutami też nie będzie problemów. I tak, dzień za dniem rozpocznijmy przełamywać samych siebie, zwiększając wyzwania.


Małe grzeszki i duże grzechy czyli co robić jak hydra znów podnosi swoją głowę

Prawie na pewno, już podczas naszej drogi, pojawiają się małe pokusy. To ten duży kawałek pysznego placka, który ponętnie na nas patrzy. I już w głowie zaczyna pojawiać się stary "kumpel": "ok, zjem ten kawałek, ale tylko ten i od jutra koniec, więcej to się nie powtórzy". Czy warto wchodzić w układ z diabłem? Absolutnie nie. Należy do tego podejść z zupełnie innej strony.

Potraktujmy się w takiej sytuacji jak małe dziecko, któremu pozwala się samodzielnie chodzić, przyglądając z oddali, a nawet jeśli upadnie nie ingeruje i nie wyręcza się go tylko pozwala samemu wstać z ziemi, dzięki czemu nabiera ono pewności siebie.
Pozwólmy sobie na małą przyjemność. I co z tego, że lekko upadniemy? Nie martwmy się tym, nie biczujmy się za to, tylko "podnieśmy się z ziemi i idźmy dalej". Mając bowiem całościowy obraz tego co robimy, posiadając motywację, mając pewność, że jutro (hahah... MAMY PEWNOŚĆ!) wypocimy ten placek na treningu... nie ma sensu zadręczać się, albo/i wchodzić w jakiekolwiek układ z diabłem "jutro-jutro"!

Bywają jednak chwilę kiedy dziecko chce zrobić coś co narazi go na niebezpieczeństwo, choćby wejść na ulicę pełną aut. Wtedy trzeba zareagować i... tak samo jest tutaj. Bywają chwilę kiedy nie chodzi o dodatkowy kawałek placka, ale o coś poważniejszego: trudności zaczynają się mnożyć. To ciężki moment, bo "jutro-jutro" trafia na podatny grunt.

Co dalej? Nie warto udawać, że jest inaczej. Spróbujmy spojrzeć na sytuację z boku i ją ocenić. Nie pozwólmy jednak naszemu "dziecku", czyli temu co już udało się nam osiągnąć, łatwo odejść. Trzeba ograniczyć treningi na jakiś czas - trudno, ograniczamy, kilogramy nie będą przez jakiś czas maleć, a może nawet wzrosną - trudno, niech i tak będzie. Jakiekolwiek decyzje musimy podjąć, niech jedną z nich nie będzie powrót do tego co już było. Idźmy dalej nawet, jeśli na chwilę musimy zmniejszyć tempo. Ale... przenigdy nie przekładajmy zmian na inny czas! Bo co innego zwolnić tempo, a co innego zrezygnować i pozwolić "jutro-jutro", aby znowu zaczęła kierować naszym życiem!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz