Krótkie wyjaśnienie dla tych, którzy nie mieli okazji go widzieć: Joe Cross, chory i otyły Australijczyk, postanawia wreszcie zadbać o siebie i swoje zdrowie. Rozwiązaniem na jakie stawia jest post, ale nie o chlebie i wodzie lecz, oparty na sokach warzywnych, owocowych i ich kombinacji (plus woda, rzecz jasna). Wyrusza do Stanów Zjednoczonych i tu spędza 60 dni podczas których rozmawia z Amerykanami o odżywianiu, konsultuje się z lekarzami, pije soki i ostatecznie traci 37 kg (82 lbs). Do tego, co chyba najważniejsze dla niego, organizm rozpoczyna proces samowyleczenia. Podczas jednej z rozmów do podobnego działania inspiruje kierowcę ciężarówki. Jego historię śledzimy w drugiej części dokumentu.
Co prawda Joe pije przeróżne soki, ale najwyraźniej by nie zaciemniać obrazu, głównym bohaterem uczyniono jeden z nich: zielony sok (mean green juice), który jest kombinacją ogórka, selera naciowego, cytryny, imbiru, jarmuży i jabłek. Dodam dla porządku, bo bywa, że z jakiegoś powodu w publikacjach w Polsce stosuje się to zamiennie, że mowa o soku (ang. juice) wyciskanym w sokowirówce (ang. juicer), a nie koktajlach (ang. smoothies) uzyskiwanych w blenderze. Wracając do zielonego soku... przez swoją ciągłą obecność na ekranie, sposób odżywia się Joe, a właściwie braku odżywiania ;-), przybrał nazwę "Postu zielonego soku" (Green Juice Fast).
Dlaczego o tym piszę? Bo pomimo tego, że wszelkie tego typu diety/posty uważam za niezbyt dobry pomysł to ta historia tak bardzo mnie zainspirowała, że postanowiłem spróbować. Aż sam nie mogę uwierzyć w to co piszę :-). Konsekwencją postu jest detoks organizmu i utrata wagi. Początek tego szaleństwa: 16 stycznia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz